Obserwuję ten świat z co raz większym poczuciem beznadziejności. Kobiety od zawsze musiały walczyć o prawo: do nauki, do noszenia spodni, do pracy, do jakiejkolwiek pozycji społecznej, o prawa wyborcze, prawa do własności , prawa do rozwodu czy też o równość praw.

Pierwsze prawa wyborcze przyznano kobietom w Nowej Zelandii w 1893 roku, dopiero w latach 1918-1922 przyznano je m.in. w: Austrii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, Czechosłowacji, Szwecji, Republice Irlandii i Polsce (28 listopada 1918). O równość praw kobiety w USA walczyły długo - w 1972 poprawkę do konstytucji USA zaakceptowało 30 stanów, jednak nigdy ta poprawka nie została ratyfikowana ze względu na fakt, że niewystarczająca liczba stanów ją przyjęła, w 1982 roku możliwość ratyfikacji poprawki wygasła, a 5 stanów wycofało się z wcześniejszego jej przyjęcia. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym od 1977 roku.
Kobiety walczyły też o bardziej banalne prawa - najbardziej znane nazwisko w walce m.in. o zniesienie zakazu noszenia spodni przez kobiety to Amelia Jenks Bloomer, amerykańska aktywistka Konwencji Praw Kobiet. Na łamach czasopisma „The Lily”, którym kierowała, wystosowała wiele postulatów dotyczących zmian w kobiecym ubiorze, m.in. skrócenie spódnic i bielizny (warto pamiętać, że majtki sięgały wówczas do kolan), ale też o zezwolenie kobietom, aby nosiły spodnie. „Ubranie kobiety powinno być dopasowane do jej chęci i potrzeb – pisała. – Powinno sprzyjać po pierwsze jej zdrowiu, być komfortowe i użyteczne, a jeśli to nie przeszkadza, podkreślać jej wdzięk i piękno”.
Co to oznacza - cóż jak widać w obecnym świecie nadal nie wiele, bo równość praw nie powinna być tylko na papierze, nie powinna też byś według mnie wymuszana przepisami. Powinna być w ludzkich głowach, być naturalna - ale to świat idealny - nieosiągalny.
Pracuję w sporcie, czyli w świecie mężczyzn, od ponad 2 dekad, spotkałam się z wieloma postawami seksizmu, szowinizmu, próbom udowadniania mi, że nic nie wiem, nie mam prawa się znać, jestem tylko kobietą itd... Szczerze znudziło mi się już udowadnianie światu, że znam się na swojej pracy i to zdecydowanie ponadprzeciętnie - teraz będę nieskromna ;-) miałam przyjemność uczestniczyć w organizacji ponad 40, może 50, wydarzeń rangi międzynarodowej w Polsce - od bardzo dawna już na stanowiskach Managera, Lidera Projektu, Dyrektora - i tak, chyba nie skłamię jak powiem, że nikt w Polsce nie posiada tu takiego doświadczenia jak ja i to w wielu obszarach: zarządzania projektem, hospitality, transportu, bezpieczeństwa .... Po ostatnich projektach wiem już, że nie jestem tylko szefem lecz liderem i dziękuję za to wszystkim, z którymi miałam przyjemność pracować, tworzyć zespoły i realizować różne projekty. I tu z kolei podziękuję też wielu mężczyznom, którzy mnie wspierali, dodawali sił na prawdę w wielu trudnych sytuacjach. Pracuję z moi partnerem przy wielu projektach, czasami to ja jestem jego przełożoną, a czasami on moim, ale to właśnie wtedy moja pozycja jest oceniana przez pryzmat znajomości z szefem … - na prawdę chyba nie ma nic gorszego, niż udowadniać, że jestem tu gdzie jestem nie dlatego, że jestem z kimś w związku lecz dlatego, że moją wiedzą nie ustępuję mu na krok. Na szczęście byli obok mnie ludzie, którzy też dali mi mądrość - by z tym nie walczyć, by nie udowadniać już niczego, że nie muszę, że to co robię, jak pracuję, co wiem, broni mnie bez dodatkowych słów. Ale na to zawsze trzeba czasu, dystansu, pewnej mądrości - i tu powiem My Kobiety jesteśmy empatyczne, wrażliwe, emocjonalne - to nam jednak czasem nie pomaga ;-) Czemu to piszę? Bo czas najwyższy byśmy po prostu uwierzyły w siebie - wiem, że to brzmi może trywialnie, ale jak to inaczej nazwać? Bo świat zmierza sama nie wiem w jakim kierunku. My Kobiety próbujemy się dowartościować feminatywami - wiem, to co piszę się teraz nie spodoba wielu kobietom, ale czy na prawdę "końcówka" słowa stanowi o naszej wiedzy, pozycji, tym kim jesteśmy? czy to ma jakieś znaczenie? dla mnie nie - dla mnie liczy się merytoryka, wiedza, postawa, to jakie masz idee i zasady.
Świat uchwala akty pozwalające kobietom zasiadać w zarządach tak by parytet był min. 30%/70% (w 2021 roku ok. 30% kobiet zasiadało w zarządach w UE, stąd dążenie do zachowania tego podziału we wszystkich krajach członkowskich) - serio? mają nas wybierać bo nie mają innej możliwości, bo muszą - ja tak nie chcę. Może znów to idealistyczne, ktoś powie głupie - ale jakbym miała kandydować na stanowisko Prezesa, Członka Zarządu to chciałabym być wybrana nie dlatego, że jestem kobietą, ale dlatego, że mam wiedzę, doświadczenie, kwalifikacje. A z drugiej strony bez tych aktów prawnych nasze szanse są marne bo jesteśmy Kobietami w świecie Mężczyzn - błędne koło.
Na koniec zacytuję Martynę Wojciechowską, którą podziwiam za jej wytrwałość i determinacje, realizację marzeń i oczywiście za jej działalność na rzecz kobiet:
I AM ENOUGH.

Comments