Być na liście…
top of page

Być na liście…



Ostatnio słuchając radia, zwróciłam uwagę, na to jak prowadzący chwalił jednego z naszych tenisistów, że jest 16. na liście w rankingu światowym. To jest zdecydowanie bardzo duże osiągnięcie i nie zamierzam się z tego wyśmiewać. Jednak cała ta wypowiedź zainspirowała mnie do kolejnych przemyśleń.

Być na liście… to zdecydowanie może być jakieś osiągnięcie, pewno wielu z nas ma swoje marzenie „bycia na liście” – może to być ranking sportowy, lista zaproszonych na czerwony dywan, czołówka listy, gdy próbujesz się dostać na uczelnię. Ja najczęściej po prostu byłam na liście obecności ;-) w szkole, w pracy – no cóż moje marzenie w tym temacie nie było jakoś specjalnie budowane i nie stawiałam sobie takich poprzeczek.

Ale w obecnych czasach „bycie na liście” stało się modne – teraz mamy listy do szczepionki, białe listy w biznesie, można też się znaleźć niestety na czarnej liście – to chyba jednak gorsze osiągnięcie. No oczywiście są też długie listy celebrytów, którzy korzystają z przywileju bycia „celebrytami” i są zapraszani na gale, bale, do lóż na stadionach sportowych, na pokazy mody itd. To swojego rodzaju wybitne osiągnięcie, bo teraz, odróżniając celebrytę od prawdziwych dobrych aktorów/aktorek, piosenkarzy/piosenkarek, to naprawdę sukces, by wykreować swoje nazwisko na bazie zazwyczaj tylko „bywania” w różnych miejscach, choćby na wakacjach na Zanzibarze. No cóż, nie mam dobrego zdania o celebrytach, i znów bycie na tej liście jakoś mi nie imponuje.

Kolejne ciekawe listy to listy influencerów – to bardzo interesujące socjologicznie zjawisko, w którym nasi bohaterowie kształtują powszechne opinie publiczne. Tu znajdziemy „profesjonalistów”, którzy kształtują trendy modowe, żywieniowe, decydujący o tym, co teraz jest „fit”, a co nie, jak należy się malować, jakimi samochodami jeździć, co jest teraz piękne, a co brzydkie, są też tacy którzy „wcielają” się w życie swoich pupili i pokazują na Instagramie, jak bawi się ich piesek. Cudowne, serio!. Co ciekawe, często influencerzy to ludzie młodzi, niemający jeszcze za wiele „wiedzy życiowej”, oczywiście nie zamierzam ich dyskredytować, bo niektórzy naprawdę znają się na tym, co robią (gotowanie, ciekawe opowiadanie o podróżach, nowości technologiczne…), naprawdę wielu z nich szanuję i podziwiam. Ale czyż to nie jest fascynujące zjawisko, że „autorytetami” stają się ci, którzy mają po prostu odwagę mówić, jak oni chcą żyć, co jest dobre, co złe według ich perspektywy, bo teraz to modne, wygodne, można na tym zarobić. Jest Covid, nie ma Covid-u, idź się szczepić, nie idź się szczepić, jedz margarynę, bądź fit – tak osiągniesz szczęście wewnętrzne, słuchaj swojego ciała, wstrzykuj botoks będziesz piękniejsza – a tłum zapatrzony w swego idola z internetu słucha jego tajemnej wiedzy, nie popartej żadną nauką, wiedzą merytoryczną tylko jego „widzimisię”. Rankingi: najlepszych, najbogatszych, najpopularniejszych, najpiękniejszych, naj… I jeszcze jedno spostrzeżenie na koniec, taka ciekawostka – program Word nie zna słów „celebryta” i „influencer”, przypadek? Nie sądzę ;-)

Na koniec naszła mnie taka refleksja, prawie smuteczek. Muszę poszukać, czy może jednak jestem na jeszcze jakiejś liście … Jest!!! Lista bohaterów „we własnym domu” – najwyższy czas wziąć się za porządki ;-)


25 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page